czwartek, 23 lutego 2012

Aleksander Zniszczoł - perełka, co skrzypce dla skoków rzuciła

fot. PAP/Grzegorz Momot
To spod ręki Jana Szturca wyszedł Adam Małysz, który stał sie jednym z najlepszych skoczków narciarskich w historii tej dyscypliny. Od pewnego czasu coraz lepiej poczyna sobie Piotr Żyła, także prowadzony w Wiśle Ustroniance przez tego szkoleniowca. W klubie tym jest jednak prawdziwa perełka. To Aleksander Zniszczoł. Przed laty wygrał nieoficjalne mistrzostwa świata dzieci w skokach, ale pozostawał w cieniu Klemensa Murańki, wokół którego zrobiło się dużo szumu. Teraz jednak chłopak urodzony w Cieszynie odważnie zaczyna pukać do wielkiego świata skoków narciarskich. W piątkowym konkursie Pucharu Świata w Zakopanem zajął znakomite dziewiąte miejsce.
Aleksander Zniszczoł był jednym z najmłodszych polskich zawodników w historii, którzy wystąpili w Turnieju Czterech Skoczni. Zresztą to właśnie podczas tej prestiżowej imprezy dostąpił zaszczytu debiutu w Pucharze Świata.
- Byłem trochę zaskoczony tą nominacją, bo początek sezonu w moim wykonaniu nie był dobry. Wszystko przez aurę. Nie mieliśmy skoczni, na której można było trenować - przyznał.

Zniszczoł błyszczał na treningach w Wiśle-Malince przed grudniowymi mistrzostwami Polski. Regularnie uzyskiwał 135-136 metrów. Na samej imprezie nie udało mu się jednak wskoczyć na podium.
Latem odniósł największy sukces w swojej dotychczasowej karierze. Został zwycięzcą klasyfikacji generalnej Pucharu Kontynentalnego. Startował także w Letniej Grand Prix, z którą wiązał duże nadziej, jednak dwa razy z rzędu był dyskwalifikowany. W Wiśle jego kombinezon był zbyt obszerny w kroku, zaś w Zakopanem - w pasie.
Zniszczoł do sportu trafił za namową kolegów. Sam też zresztą chciał spróbować swych sił w skokach narciarskich, chociaż jego mama wolała, by zajął się muzyką. Olo, bo tak często rodzice wołają na syna, grał na skrzypcach. Grał na nich przez dwa lata, ale jak sam przyznał, nie sprawiało mu to przyjemności.
- Nie byłem stworzony do grania na tym instrumencie. W ogóle nie sprawiało mi to radości. Na lekcje chodziłem, bo mam namawiała. Ja wolałem jednak uprawiać sport. Przez trzy miesiące męczyłem rodziców, by pozwolili mi uprawiać skoki narciarskie i udało mi się ich przekonać. Skończyłem grać w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Nie ukrywam jednak, że o wiele trudniej jest skakać na nartach niż grać na skrzypcach - opowiada Zniszczoł, który przyznał, że nie posiada tego instrumentu w domu i nie zamierza go mieć.
- Skokami zainteresowałem się w okresie, kiedy na dobre w naszym kraju trwała "Małyszomania". To właśnie występy Adama Małysza sprawiły, że postawiłem na tę dyscyplinę sportu - dodaje.
- Rzucił skrzypce i mam nadzieję, że polskie skoki na tym zyskały. Muzyka poważna na pewno wiele nie straciła - śmieje się tata, Donat Zniszczoł.
Kiedy w kraju w młodszych kategoriach wiekowych zdecydowanie dominował Klemens Murańka, który także znakomicie radził sobie w rywalizacji za granicą, to na nim skupiła się uwaga mediów. Klimka okrzyknięto "cudownym dzieckiem" polskich skoków, a tymczasem systematyczne postępy i to przy spokojnym treningu czynił Zniszczoł. Dwukrotnie wygrywał on klasyfikację generalną Lotos Cup. Utarł nawet nosa samemu Murańce. Obaj od wielu lat ze sobą rywalizują, ale jednocześnie są dobrymi kolegami.
- Cieszę się z tego, że wokół mnie nie było takiego szumu medialnego, jak wokół Klimka, który nie miał spokoju, by spokojnie móc się rozwijać. To na nim skupiała się cała uwaga mediów, a ja dzięki temu mogłem w spokoju podnosić swój poziom sportowy w Wiśle, w której trenuję pod okiem znakomitego szkoleniowca - Jana Szturca - mówi Olek Zniszczoł.
- Spokój wokół Olka wszystkim dobrze służył. Cała uwaga skupiała się na Klimku Murańce. Trzeba jednak przyznać, że on tę wrzawę medialną zniósł po męsku - wtrąca tata 17-latka, który nie odpuszcza żadnych zawodów z udziałem syna w kraju. Jeżeli zaś ma czas i fundusze, stara się także wspierać syna w zagranicznych startach.
O interesy Aleksandra Zniszczoła dba... Izabela Małysz. To właśnie żona naszego znakomitego skoczka jest jego menedżerem. Młodzieniec nie ukrywa, że też często korzystał z rad Małysza.
Wielka praca i wsparcie trenerskie - to dzięki temu zaczyna coraz lepiej skakać.
- Trafił na dobrych trenerów. Jasia Szturca, a wcześniej Jasia Kawuloka. Teraz trenuje z Robertem Mateją, pod którego wodzą wszyscy chłopcy robią postępy - mówi Zniszczoł senior, który tak charakteryzuje syna: - To bardzo spokojny i zrównoważony chłopak. To taki świr na punkcie skoków. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Jego zdaniem Olek wkracza w dobry wiek dla skoczka: - W marcu kończy 18 lat i moim zdaniem to jest świetny wiek, by zaczynać wielkie skakanie. Rozwija się według określonego planu. Sam sobie zresztą stawia wysokie cele.
O wielkim talencie Zniszczoła mówi także Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego: - To w tym momencie taki nieobliczalny zawodnik. Dobrze skaczący. Na razie ma się oswajać ze startami w Pucharze Świata. Nie żądamy od niego jeszcze wielkich wyników, choć trzeba przyznać, że to ambitny skoczek. To rocznik Klimka Murańki, który całe lata był lepszy od Zniszczoła. Teraz obaj wyrośli. Myślę, że za dziesięć lat, mogą rządzić na światowych skoczniach. To jest przecież dwóch wielce utalentowanych skoczków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

skoczyli razem z nimi